17:20
Plaża w Unstad robi niesamowite wrażenie. Jest nawet kilka domów gdzie ewidentnie i na stałe mieszkają tu ludzie. Trochę im zazdroszczę. A nawet bardzo.
Kilka zdjęć z dalszej odległości, a potem okrążam plażę żeby do niej dotrzeć – częściowo jest ogrodzona – a wejście tylko w jednym miejscu.
17:50
Piasek na plaży jest przyjemnie ciepły, słońce nawet trochę przypieka. Kilka par leży na rozłożonych kocach. Jedni się opalają, inni czytają. Nagle pozytywne zaskoczenie: kilkadziesiąt metrów od brzegu zauważam dwójkę dzieciaków, na oko mają jakieś 10-12 lat. Zanurzeni po szyję w wodzie po prostu się chlapią. Przez chwilę nie wierzę, bo wciąż mam w pamięci mizerną próbę kąpieli z poprzedniego dnia. Jednak dzieciaki siedzą w tej wodzie 2, 3, 5 minut. Nie namyślam się dłużej, zdejmuję koszulkę i klapki. Zostawiam torbę z aparatem i biorę solidny rozbieg. Wbiegam do wody na pełnej szybkości i … w ułamku sekundy stwierdzam, że nie czuję niczego (bez wyjątku) od pasa w dół. Moje wrażliwsze "elementy" znieczulają się momentalnie. Klnę krzycząc i wybiegam z powrotem na bezpieczny przyczółek. Woda jest cholernie zimna, a jakby tego było mało, zapomniałem, że mam solidnie poranioną nogę, a słona woda na świeże rany to opcja gorzej niż beznadziejna. Mija 10 minut zanim dochodzę jako tako do siebie. Dzieci wciąż się kąpią. Nie mogę tego zrozumieć, bo w domu całkowicie zimny prysznic nie jest dla mnie problemem. Moją analizę sytuacji przerywa wołanie kobiety, która zbliża się do wody. Po niemiecku woła swoje dzieci (a może wnuki?). Po chwili ociągania pociechy wychodzą na brzeg … ubrane po szyję w piankowe kombinezony …
Robię parę zdjęć i opuszczam Unstad. Pół godziny później dojeżdżam do Eggum, ale widząc płatny wjazd na plażę, odkładam przyjazd na białą noc, którą mam nadzieję dzisiaj doświadczyć. Podejmuję decyzję, że prześpię się w Henningvsaer, u tej samej kobiety co wcześniej.