O 15:15 planowo wystartowaliśmy rejsowym samolotem linii TAP Portugal do Lizbony, gdzie po przylocie okazało się, że nasz bagaż nie został wyładowany lecz załadowany do strefy na lot do Ponta Delgada, którym mieliśmy lecieć kolejnego dnia. Tak więc po czterogodzinnym locie doszła godzina czekania połączona z wysłuchiwaniem narzekania niecierpliwej i czarno-widzącej Karoliny ("a co będzie jak bagaż się nie znajdzie?", "pewnie będziemy musieli nocować na lotnisku", itp.). Jak odzyskaliśmy bagaż, czekała nas droga do hotelu - 3 stacje metra i 15 minut pieszo. Mimo wyżej opisanych wątpliwej jakości niespodzianek, złapaliśmy 7 godzin snu, co w moim przypadku jest sporym ewenementem.